Anna Sarzyńska
Artykuł opublikowany w Gazecie Polskiej 16 września 1998 roku.
PROFESOR ŻYCIA
Któregoś dnia do jego gabinetu weszła młoda dziewczyna z kwiatkiem w ręku. – Dzisiaj są moje osiemnaste urodziny. Mama kazała mi tu przyjść i podziękować Panu za to, że się urodziłam. Więc – dziękuję – powiedziała dygając. Wręczyła kwiatek i wyszła. Nie wiedział, ani kim jest dziewczyna, ani jej matka.
Urodził się w 1917 roku w Borownikach nad Wisłą w rodzinie pisarza sądowego. Był trzecim z czworga rodzeństwa. W jego metryce napisano: Zgłosił się Adolf Fijałkowski i okazał nam dziecię płci męskiej, któremu na Chrzcie świętym nadano imię Włodzimierz.
Do szkoły pod górkę
Szkołę podstawową ukończył w Rypinie. (W 1998 roku władze miejskie przyznały mu honorowe obywatelstwo Rypina.) Maturę zdał w Płocku.
– Gdy miałem siedem lat zmarł ojciec. Renta po nim była skromna. Starsi bracia rozpoczęli naukę w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. Mnie bardziej odpowiadał kierunek sanitarny. Szkoła wojskowa pozwalała zdobyć wykształcenie przy minimalnych funduszach... – wspomina.
Gdy ukończył czwarty rok szkoły , wybuchła wojna. Został powołany na front jako lekarz polowy oddziałów Sztabu Głównego. 17 września znalazł się na granicy wschodniej... Do Warszawy wrócił na piechotę, wędrując pod osłoną nocy. Zatrudnił się w szpitalu zorganizowanym na terenie jego dawnej podchorążówki.
Naukę kontynuował ma tajnych kompletach. Już po ich ukończeniu został aresztowany. Trafił do więzienia w Radomiu, następnie do Oświęcimia (Auschwitz II – Obóz koncentracyjny w Brzezince). Tam, jak twierdzi, nabrał szczególnego szacunku dla ludzkiego życia, w każdej jego formie, na każdym etapie rozwoju, także tego, które tak łatwo zakwalifikować jako nieużyteczne.
Pod koniec wojny przewieziono go do obozu koncentracyjnego na terenie Niemiec. Tam też doczekał się kapitulacji III Rzeszy. Razem z innymi uwolnionymi więźniami przyjechał do Paryża.
Na wydziale lekarskim w Edynburgu w Anglii zdał ostatnie dwa egzaminy, dzięki którym mógł odebrać dyplom lekarski.
W 1946 roku wrócił do Polski. Staż odbył w Klinice Ginekologii i Położnictwa w Gdańsku. Tam też zrobił doktorat. – Przez jakiś czas zastanawiałem się czy nie zająć się chirurgią – ostatecznie jednak zdecydowałem się na położnictwo.
Po kilku latach praktyki zatęsknił do pracy naukowej. W 1955 roku zdobył etat w Klinice Ginekologiczno-Położniczej w Łodzi.
Sztuka odmowy
W 1956 roku weszła w życie ustawa o dopuszczalności przerywania ciąży. Bardzo szybko musiał dokonać pierwszego wyboru pomiędzy własnym sumieniem a literą prawa. Kobiecie, która pierwsza zgłosiła się do niego po skierowanie na przerwanie ciąży – napisał: Jako człowiek odmawiam.
– Dość długo zastanawiałem się, jak uzasadnić swoją odmowę – wspominał. – Jako lekarz? A gdybym nie był lekarzem, to bym się zgodził? – Nie. – Jako katolik? – A gdybym był innego wyznania, to czy nie obowiązywałby mnie już szacunek dla życia? Ostatecznie napisałem – „jako człowiek odmawiam” – czyli istota tego samego gatunku.
Pismo trafiło do Wydziału Zdrowia. – Szczęśliwym trafem kierownikiem Wydziału Zdrowia był mój starszy kolega z podchorążówki – opowiadał Fijałkowski. – Pamiętam, że zrobił wielkie oczy i powiedział: Człowieku! Skąd takie uzasadnienie? Jak my w jego świetle wyglądamy? Z tym pytaniem spotykałem się jeszcze wielokrotnie.
Na tym na razie sprawa się zakończyła. Ale Fijałkowski wkrótce zrozumiał, że nie może dalej pracować w przychodni.
W klinice nie miał trudności do momentu ukazania się dodatkowych zarządzeń wykonawczych do ustawy, w myśl których przerywanie ciąży stało się obowiązkiem służbowym lekarza. – Wówczas koledzy zaczęli szemrać, że uchylam się od pracy. Ja byłem jeden, ich dwudziestu. Na zebraniu sekretarz POP (Podstawowej Organizacji Partyjnej) publicznie obwieścił kierującemu kliniką profesorowi, że w zespole jest jedna osoba, która odmawia wykonywania swoich obowiązków – to jest przerywania ciąży. Gdy profesor poprosił o wskazanie konkretnej osoby, wymienił moje nazwisko. Prof. Krzysztoporski zareagował natychmiast: – To ja zwolniłem go z wykonywania tych zabiegów – powiedział. W ciągu tych kilkunastu sekund pomiędzy wymienieniem mojego nazwiska a odpowiedzią profesora zrozumiałem cały ciężar tej decyzji, jak również to, że jest ona nieodwracalna – wspominał.
Bez dogmatu...
– W swoim zachowaniu starałem się naśladować Tomasza Mora, który nie wypowiadał się publicznie na temat nieakceptowanego małżeństwa Henryka VIII – zwierza się Fijałkowski.
– Czułem się chyba podobnie, jak on, gdy król starał się go nakłonić do oficjalnego uznania swego związku. Czułem, że wszystkich gryzło to, że nie akceptowałem przerywania ciąży, mimo że starałem się w ogóle nie rozmawiać na ten temat – opowiada dalej.
Ze względu na swoje nieprzejednane stanowisko w sprawie aborcji Fijałkowski miał problemy z uzyskaniem habilitacji. Na rok odrzucono mu wniosek o rozpoczęcie procesu habilitacyjnego. W uzasadnieniu napisano „ze względów dogmatycznych nie przerywa ciąży”.
Ostatecznie na upragnioną habilitację uzyskał pozwolenie. – W środowisku lekarskim mówiono o nim, że się „podkrada”, że nigdy nie zostanie profesorem po prostu dlatego, że prezydent nigdy mu takiej nominacji nie podpisze – wspomina poseł Zbigniew Szymański, lekarz, który od lat zna Włodzimierza Fijałkowskiego.
Na początku lat siedemdziesiątych został usunięty z Akademii Medycznej. Był to okres, kiedy to Edward Gierek głosił równość wierzących i niewierzących.
– Ciężko to przeżyłem – wyznaje profesor. – Brakowało mi przede wszystkim pracy dydaktycznej. Mam wrażenie, że osiągałem tu duże sukcesy, znajdowałem porozumienie ze studentami. Nie obeszło się jednak bez donosicieli, toteż zwalniając mnie z uczelni powiedziano mi, że mam zły wpływ na młodzież. Gdy zapytałem, w czym on się przejawia, odpowiedziano, że wykładam „nie w duchu marksistowskim”.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Utrata pracy na uczelni zaowocowała w życiu Fijałkowskiego wzmożoną aktywnością w organizowaniu szkół rodzenia i kształceniu personelu medycznego w całym kraju.
Szkoła jakiej nie było
– Szkoła rodzenia w Łodzi stała się szkoła modelową – wyznaje z dumą profesor.
Jej ideą było przygotowanie do „aktywnego i sprawnego rozegrania porodu”. Poród był w niej przedstawiany jako zadanie do wykonania, a nie nieuchronne cierpienie. – Jeszcze kilkanaście lat temu poród w obecności ojca był przez większość środowiska uznawany za rzecz śmieszną – przypominał poseł Antoni Szymański, autor pomysłu uhonorowania profesora Fijałkowskiego Orderem Orła Białego. – Dziś, w znacznej mierze dzięki prof. Fijałkowskiemu , nikt już tak nie twierdzi.
Po 89. roku ta idea upowszechniła się już na znacznie większą skalę. – Tu bardzo pozytywną rolę odegrały media. Akcja Rodzić po Ludzku skłoniła wiele szpitali do uwzględnienia osiągnięć szkół rodzenia – przyznaje prof. Fijałkowski.
Program szkoły rodzenia prof. Fijałkowskiego można by określić mianem „prokreacji ekologicznej”, na którą składa się szereg elementów: zamiar poczęcia dziecka, samo poczęcie, okres wewnątrzmacicznego rozwoju, przygotowanie do porodu, poród, naturalne karmienie.
– W tak rozumianym cyklu nie ma miejsca na „domieszki”, jak antykoncepcja czy aborcja... – twierdzi profesor. Łono matki jest także niszą ekologiczną, która może ulec skażeniu.
Jest gorącym zwolennikiem naturalnego karmienia.
Watykan docenił
Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych prof. Fijałkowski bywał zapraszany na spotkania do Kurii Metropolitalnej w Krakowie. Tam zetknął się bezpośrednio z Karolem Wojtyłą.
W1994 roku, po zakończeniu XVIII Kongresu Rodziny w Warszawie został zaproszony na spotkanie z Ojcem Świętym . Kiedy papież witając się kolejno z uczestnikami audiencji podszedł do profesora Fijałkowskiego, powiedział mu na powitanie: Czytałem pana artykuł w „Ethosie”. Ten artykuł ukazał się zaledwie dwa tygodnie wcześniej – wspomina Fijałkowski. – To było zaskakujące, że Jan Paweł II już zdążył go przeczytać.
W 1998 roku Watykan odznaczył profesora Krzyżem Komandorskim świętego Grzegorza Wielkiego z Gwiazdą. Jest to najwyższe odznaczenie, jakie może otrzymać od Stolicy Apostolskiej osoba świecka nie będąca głową państwa.
W zdrowym ciele zdrowy duch
Prof. Fijałkowski kategorycznie twierdził, że nikomu nie uda się go odwieźć od wcielania w życie zasad ekologii.
Sam był żywą ilustracją trafności powiedzenia „w zdrowym ciele, zdrowy duch”. Mając osiemdziesiąt jeden lat wcale nie zamierzał zrezygnować z pracy. Wciąż przyjmował zaproszenia na seminaria i konferencje naukowe, na których uparcie popularyzował idee, którym był wierny przez cale życie. Od ponad dwudziestu lat współpracował z łódzkim Telefonem Zaufania. – Profesor Fijałkowski swojej olbrzymiej wiedzy nie chowa wyłącznie dla siebie, ale niczym Cygan od lat nieustannie podróżuje. Dziś jest w gdańsku, jutro we Wrocławiu, za kilka dni w Warszawie, wszędzie po to, aby swoimi przemyśleniami doświadczeniem i wiedzą podzielić się z jak największą ilością ludzi – mówi Antoni Szymański.
Współuczestniczy w organizowanym przez ministerstwo edukacji programie szkolenia nauczycieli, mających prowadzić przedmiot Przygotowanie do życia w rodzinie. Ten przedmiot jest absolutnie konieczny – twierdzi. W ostatnich latach wprowadzono tak wiele „antyedukacji” na ten temat, że nie da się dziś wystartować z punktu zerowego. Istnieje wielka szansa, że program ministerstwa edukacji odniesie sukces.
Rowerem dookoła świata
Profesor z uśmiechem twierdzi, że za największy życiowy sukces uznaje fakt, że do dzisiaj udało mu się uniknąć konieczności posiadania samochodu. Za to dwa czy trzy razy w tygodniu na rowerze pokonuje 18. kilometrowy dystans dzielący go od jednego z synów (w obie strony daje to za jednym razem 36 km). Czasem, kiedy wnuki zapragną rowerowej wycieczki – znacznie więcej. – W ciągu ostatnich dziesięciu lat objechałem już chyba kulę ziemską – zastanawia się podliczając ilość przejechanych kilometrów. Co rano wykonuje zestaw ćwiczeń gimnastycznych. W młodości uprawiał też wioślarstwo. To właśnie podczas wspólnych treningów na Odrze (mieszkał wtedy i pracował we Wrocławiu) poznał swoją żonę – Zofię. – Dobrze się nam wtedy razem pływało. Była znakomitym balastem – wspomina z uśmiechem. Później, już jako profesor, chętnie wraz ze studentami uczestniczył w spływach kajakowych.
Urlopy najchętniej spędza na krótkich wypadach na Mazury lub inne okolice nie skażone nadmiernie cywilizacją. Mieszka skromnie – w bloku w jednym z łódzkich osiedli. Dochował się czwórki dzieci i ośmiorga wnuków. Sam odbierał większość rodzinnych porodów.
W swoim dorobku, oprócz licznych publikacji naukowych, ma wiele książek przeznaczonych dla zwykłych ludzi. Najbardziej dumny jest z ostatniej „Oto Jestem”. Jest ona wyimaginowanym, ale opartym na badaniach naukowych zapisem odczuć dziecka od chwili poczęcia do porodu, adresowana jest do dzieci z pierwszych klas szkoły podstawowej, a przeznaczona do wspólnej rodzinnej lektury.
Batalia o order
W maju 1998 roku poseł Antoni Szymański z AWS wystąpił z inicjatywą przyznania profesorowi Włodzimierzowi Fijałkowskiemu Orderu Orła Białego.
– W osobie prof. Włodzimierza Fijałkowskiego widziałem wzór etyki lekarskiej, człowieka, który zawsze opowiadał sie za ochroną życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci, bez względu na to, jak bardzo było to niepopularne – twierdzi dr Zbigniew Szymański. Z kolei Adam Biela podkreśla zasługi profesora w dziedzinie polityki demograficznej. – To dzięki pracom prof. Fijałkowskiego doszło do wzrostu świadomości postaw „pro-life”.
W podziękowaniu za całokształt niestrudzonej służby przychodzącemu na świat dziecku, za troskę o zdrowie prokreacyjne Polaków oraz działalność na rzecz rodziny i dziecka poczętego uważamy za uzasadnione i wnosimy o odznaczenie Pana Profesora Włodzimierza Fijałkowskiego najwyższym polskim odznaczeniem – napisali w liście do premiera Jerzego Buzka parlamentarzyści AWS. Pod listem figuruje 107 podpisów. Premier przychylił się do ich wniosku. Jednakże Kapituła Orderu nie zaopiniowała go pozytywnie. W jej skład wchodzą: prof. Aleksander Gieysztor, dr hab. Stanisław Broniewski, Jan Nowak-Jeziorański, prof. Barbara Skarga i Jerzy Turowicz. Kapitule przewodniczy z urzędu prezydent RP Aleksander Kwaśniewski.
– Ubolewam, że prezydent Kwaśniewski nie przyznał mu tego odznaczenia, zwłaszcza w kontekście honorowania nim osób, których zasługi dla Polski są naprawdę znakomite - twierdzi poseł AWS, Tomasz Wójcik.
Kawalerami orderu zostali w ostatnich miesiącach: Jacek Kuroń i Karol Modzelewski.