Kilka lat temu, gdy przez nasz kraj przetaczała się dyskusja nad ustawą o prawnej ochronie życia ludzkiego, gdy dyskutowano czy wyrazić zgodę na tzw. wskazania medyczne do zabiegu przerwania ciąży - profesor wstał, podszedł do mikrofonu i powiedział /cytuję z pamięci/: w całej swojej ponad czterdziestoletniej karierze lekarza położnika nigdy nie stanąłem przed dylematem ratować jedno życie kosztem drugiego. Zawsze ratowałem życie matki i dziecka. Zdarzyło się kilka razy, że jedno z nich zmarło. Każdy lekarz stając wobec ciężko chorego pacjenta liczy się z tym, że pomimo najlepszych umiejętności, dbałości, chęci ratowania zagrożonego życia - pacjent może umrzeć. Towarzyszymy narodzinom i śmierci - to nasz zawód, ale nigdy nie wolno nam decydować, kiedy kto ma umrzeć. /Jasna Góra - sala papieska 1997 r./ Jasna, czytelna, jednoznaczna postawa.
Był człowiekiem pogodnym, to co robił i mówił, zawsze przepełnione było pasją. Miałem okazję uczestniczyć kiedyś w wykładzie prowadzonym w jego łódzkiej szkole rodzenia. Słuchaczkami były położne, temat wykładu - ból podczas porodu. Profesor mówił całym sobą. To, że bólu można uniknąć, było tak przekonywująco przekazywane, że doświadczone położne ze zdziwieniem kręciły głowami, chłonęły każde zdanie. Dorzucane do wykładu żarty sytuacyjne z sali porodowej, gestykulacja profesora, czyniły z tego wykładu niemal spektakl jednego aktora. Słuchaczki były zachwycone.
Po wykładzie, w gabinecie profesora wyraziłem swoją opinię o tym, co zobaczyłem i usłyszałem. Wie Pan - powiedział profesor - gdybym mówił nudno, o one wszystkie by spały. Są tu cały dzień, przyjechały z daleka, niektóre prosto ze szpitala. Zawiesił na chwilę głos, w Jego oczach pojawił się charakterystyczny błysk pasji, na twarzy pojawił się uśmiech i Profesor dokończył myśl - asystowanie przy rodzeniu się człowieka jest tak wspaniałym przeżyciem, że o tym nie można mówić nudno i bez przekonania.
Z okazji 80 tych urodzin Profesora fundacja Pro Humana Vita i redakcja dwumiesięcznika Naturalne Planowanie Rodziny zorganizowały uroczyste posiedzenie Rady Programowej Dwumiesięcznika. Spotkanie odbyło się w kameralnej sali o secesyjnym wystroju, z oknami wychodzącymi na Krakowski Rynek. Sukiennice i Ratusz wprost zaglądały do okien i razem z Profesorem zachwycały się pięknem muzyki renesansowej w wykonaniu zespołu Bractwo Lutni z Dworu na Wysokiej. Bukiet herbacianych róż przysłaniał niemal połowę drobnej sylwetki Profesora. Pod koniec koncertu kierownik zespołu, pan Antoni Pilch niespodziewanie wyznał: Panie Profesorze! Pan o tym nie wie, ale to Panu zawdzięczamy godne narodziny naszych dwojga dzieci. Pan poprzez swoją książkę DAR RODZENIA był przy ich narodzinach. Po lekturze tej książki nie mogliśmy z żoną pogodzić się z myślą, aby ten najważniejszy moment w życiu naszego synka - a rok później także córeczki - odbył się w urągających godności ludzkiej i zwykłemu rozsądkowi warunkach prowincjonalnego szpitala.
Znaleźliśmy emerytowaną położną, przekonaliśmy lekarza, przygotowaliśmy "wyposażenie" i poród odbył się w domu. Drugi, trzynaście miesięcy później, tak samo. To była połowa lat 80-tych. Obojgu dzieciom mogliśmy dać, dzięki Panu, spokój i harmonię rodzinnego porodu. Dziękujemy Profesorze.
Po odśpiewaniu Profesorowi tradycyjnego Sto lat, ON wstał pogodny, jakby lekko zawstydzony, powiedział: To, że dożyłem takiego jubileuszu, to nie moja zasługa. To Dar Życia otrzymany od Opatrzności. Dziękuję za życzenia, życzliwość, piękną muzykę i za to, że jesteśmy tu w Krakowie. To piękne miasto. Dziękuję. Gdy po skończonym spotkaniu Rady Programowej wyszliśmy na ulicę Sławkowską i kierując się w stronę Rynku, profesor powiedział mi: ile razy jestem w Krakowie zawsze podziwiam piękno tego miasta, jeszcze raz dziękuję za to spotkanie w Krakowie. Minęło kilka lat i 19 lutego znalazłem się w kościele pw św. Wojciecha w Łodzi przy trumnie Profesora. Mszy świętej przewodniczył ordynariusz diecezji ks. arcybiskup... . razem z nim koncelebrowało siedmiu biskupów i blisko stu księży. Kościół pełen ludzi. Przyjechały delegacje z całej Polski. Wszyscy czuliśmy się przyjaciółmi Profesora, dla każdego zawsze okazywał ogromną życzliwość.
Podczas uroczystości pogrzebowych rozmyślałem o tej stracie, słuchając świadectw o Profesorze. Szczególnie poruszyły mnie dwie sytuacje. Dorota Kornas Biela wspomniała swoje ostatnie spotkanie z Profesorem na kilka dni przed śmiercią Na pytanie: Co mamy robić dalej? usłyszała - TRWAJCIE. W słowach pożegnania wypowiedzianych pod koniec mszy św. w sposób, dla mnie niezwykły, zabrzmiały kilkakrotnie wypowiedziane - DO ZOBACZENIA.
Trwajcie i do zobaczenia: te słowa przyjąłem jako szczególne zadanie i jakby testament skierowany do wszystkich obecnych, a szczególnie do mnie.
Owo - TRWAJCIE, dla mnie oznacza, że o życie każdego człowieka należy
nieustannie się trudzić, aby je chronić, ponieważ jest i zawsze będzie, na różny sposób narażone na wielorakie niebezpieczeństwa. Oznacza ono również wezwanie do postawy pełnej miłości i służby wobec życia każdego bliźniego.
DO ZOBACZENIA - tak rzeczywiście żegnają się przyjaciele, gdy się rozstają na jakiś czas. W tej konkretnej sytuacji słowa te nabrały szczególnego znaczenia, gdyż dla mnie, a myślę, że dla wszystkich tam zgromadzonych, oznaczają wiarę w zmartwychwstanie i w obcowanie świętych. Jestem głęboko przekonany, że Profesor jest już w niebie i w gronie świętych cieszy się oglądaniem Ojca Niebieskiego. Ponieważ dla każdego z nas w domu Ojca przygotowane jest mieszkanie, to rzeczywiście, owo - DO ZOBACZENIA - było tam i pozostanie dla każdego chrześcijanina najlepszą formą pożegnania.
Do tych refleksji dołączyła się jeszcze jedna. Profesor bardzo życzliwie wspierał mnie swoją wiedzą i troską o Dwumiesięcznik. W ostatnim liście napisał wprost: zauważam, że zaczyna Panu naprawdę brakować materiałów do publikacji. Przesyłam dwa rozdziały książki, którą wspólnie planujemy w Krajowym Zespole. Myślę, że można je również wykorzystać do Dwumiesięcznika. Wiem, że nigdy, już do mnie nie napisze. Nigdy, już nie dostanę od Niego krótkiego listu, wyrażającego sympatię dla przeczytanych tekstów w Naturalnym Planowaniu Rodziny z ostatnim krótkim zdaniem: w załączeniu tekst, który może się przyda. To jest ta wymierna strata dla Dwumiesięcznika po śmierci Profesora.
Marian Szczepanowicz
Prosimy wszystkich i zachęcamy do dzielenia się i nadsyłania wspomnień, świadectw i opowiadań o Profesorze Włodzimierzu Fijałkowskim.
Najciekawsze wspomnienia opublikujemy.
Prosimy o nadsyłanie tekstów na adres: