Osobiście zetknąłem się z Profesorem po ukończeniu studiów, gdy zamieszkałem w Gdańsku. Związałem się tutaj z Ruchem Życia Gaudium Vite, działającym przy parafii Św. Krzyża oo. jezuitów. Zaproponowałem organizację spotkania z Profesorem i zacząłem je przygotowywać. Z drżeniem wykonałem pierwszy telefon do Profesora, zastanawiając się jak to będzie przyjęte – nieznana osoba, nierekomendowana telefonuje do znanego Profesora i proponuje spotkanie w Gdańsku. Rozmowa była zaskakująco krótka – po wysłuchaniu mojej propozycji usłyszałem: - dobrze, dziękuję, przyjmuję zaproszenie. Kiedy próbowałem jeszcze się upewnić, usłyszałem to samo.
Spotkanie miało miejsce chyba w 1982 roku i przyciągnęło do kościoła rzesze ludzi, w skupieniu słuchających Profesora, a potem pytających o różne kwestie. Od tego czasu zacząłem organizować spotkania z Profesorem w Gdańsku niemal za każdym razem, gdy odwiedzał swoją mieszkającą tu córkę Małgorzatę z rodziną. Działo się to w latach 1982-2000. Spotkań tych było kilkadziesiąt, a zainteresowanie nimi ogromne. Odbywały się w różnych środowiskach, począwszy od szkoły położnych, po pracowników socjalnych zgromadzonych na konferencji w Urzędzie Wojewódzkim, lub studentów Uniwersytetu Gdańskiego. Na ogół były to spotkania bardzo liczne, zwykle połączone z dyskusją. Profesor realizował je zupełnie społecznie, nie otrzymując za to żadnego wynagrodzenia.
Kiedyś zapytałem Profesora, gdy ukończył kolejną książkę i wybierał się do Gdańska, czy nie chce odpocząć od tych spotkań. Odpowiedział, że ten inny od pisania rodzaj aktywności, jakim są spotkania, podróż z Łodzi do Gdańska i rozmowy ze współpasażerami, powodują, że wypoczywa.
W pewnym okresie podczas każdej wizyty w Gdańsku nagrywany był program w Telewizji Gdańsk, dotyczący, np. naturalnego karmienia noworodków czy naturalnego rodzenia, szkół rodzicielstwa itd. Rozmowy te prowadziła znakomita i czująca tą problematykę redaktor Alicja Dawidziak.
Szczególnym wydarzeniem była uroczystość, na której Profesor został uhonorowany specjalnym dyplomem przez Radę Rodziny przy Wojewodzie Gdańskim i Marszałku Sejmiku Samorządowego (wrzesień 1997), w którym napisano:
DYPLOM UZNANIA za całokształt niestrudzonej działalności na rzecz rodziny.
W imieniu licznych rodzin naszego regionu, zamieszkujących w 63 gminach, składamy serdeczne podziękowanie za wkład, jaki Pan Profesor włożył w ochronę praw rodziny i za trud służby przychodzącemu na świat dziecku. Dziękujemy za życzliwość i serdeczność wobec matek i ojców pragnących, aby w rodzinach panowała miłość, a życie rozwijało się zgodnie z prawem natury i prawami człowieka. Dziękujemy za niezliczone spotkania i piękne książki, które dla wielu pokoleń będą prawdziwym wsparciem w doświadczaniu rodzicielstwa i życia rodzinnego. Wyrażamy wdzięczność, za przekonywujące podkreślenie, w swojej 50-letniej działalności, że rodzina jest sercem cywilizacji.
Miałem zaszczyt podpisać ten dyplom wspólnie z Małgorzatą Wyszyńską i Janem Kulasem.
Współpracowałem z Profesorem również w ramach Sekcji Psychologii Prenatalnej Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, której byłem sekretarzem.
Zapraszałem Profesora na spotkania w parlamencie w czasie, gdy byłem posłem (1997-2001). Jego wystąpienia zawsze były dobrze przemyślane i przygotowane. Łatwość nawiązywania kontaktów z ludźmi i życzliwość do nich, łamały bariery, powodowały u rozmówców otwartość, nawet gdy mieli inne zdanie.
Kiedyś z uśmiechem opowiadał, że czyniono starania, aby uczestniczył z wykładem w Sejmie, ale ostatecznie nie uzyskano na to zgody, bo był to czas, gdy mówienie o dziecku poczętym uznawano za niedopuszczalne w takim miejscu. Zaproponował zatem zmianę tematu i zamiast dziecka poczętego brzmiało ono: „O najmłodszym dziecku w rodzinie”. Na taki temat wyrażono zgodę. Jakież było zdziwienie, gdy profesor na początku wykładu wyjaśnił, że powie zgodnie z tematem: o najmłodszym dziecku, a takim jest przecież dziecko poczęte!
Mieliśmy okazję wspólnie podróżować na zakończenie Roku Rodziny do Rzymu i wówczas wielokrotnie rozmawialiśmy. Pamiętam, że podczas spotkania polskich pielgrzymów w Watykanie, Ojciec Święty Jan Paweł II podchodził do poszczególnych grup i zamieniał kilka zdań. Gdy podszedł do grupy, w której stał Profesor, gdy dowiedział się, że on tam jest, powiedział, że czytał ostatnio Jego książkę. Profesor był z tego dumny.
Mieliśmy kontakt telefoniczny (w czasie, gdy nie było telefonów komórkowych i nie zawsze było to łatwe) oraz listowny. Było charakterystyczne, że gdy odbierał telefon, czuło się, że jest zainteresowany i uśmiecha się. Listy, jakie otrzymywałem były zawsze bardzo konkretne. Nieraz napisane w punktach, ale zawsze serdeczne i osobiste. Nigdy nie zapominał pozdrowić mojej żony i dzieci. Pamiętał ich imiona!
Był człowiekiem niezwykle pracowitym. Jako lekarz, był wykładowcą, pracował w szkole rodzicielstwa. Pisał artykuły i książki. Nieustannie podróżował po Polsce z wykładami.
Kochał jeździć na rowerze. Jednym z kierunków była wieś Prawda, gdzie mieszkał jego syn, Paweł z rodziną. Mawiał, że umysł, dotleniony podczas jazdy, lepiej pracuje. Jego książka „Moja droga do Prawdy” to zbiór pięknych opowieści, jaki zrodziły się podczas eskapad do PRAWDY.
Podczas jednego z przyjazdów do Gdańska powiedział, że udaje się do Szpitala na Zaspie w Gdańsku na oddział porodowy. Sam poprosił o spotkanie, chcąc przekazać lekarzom swoją wiedzę i doświadczenie na temat porodu naturalnego, w tym z udziałem ojca. Mówił po nim, że było bardzo udane.
Ludzie pragnęli spotkań z nim, bo przekazywał nowoczesną wiedzę, ale też emanowała z niego wielka życzliwość i szacunek do rozmówców. Potrafił nawiązać świetny kontakt zarówno z uczniami szkoły średniej, ale też starszymi pokoleniami. Bez wątpienia był autorytetem dla wielu, którym spokojnie i rzeczowo wyjaśniał kwestie dotyczące zarówno dziecka poczętego, jak i aspekty zdrowotne czy psychologiczne dotyczące kobiety w ciąży. Propagował silne zaangażowanie mężczyzn w swoją rolę ojcowską. Był propagatorem ekologicznego planowania rodziny, naturalnego karmienia i rodzenia, polityki rodzinnej realizowanej przez państwo i samorząd.
Bardzo dbał o język prawdy w opisywanych kwestiach. Mówił, że język kształtuje myślenie, dlatego zwalczał, np. określenie „dziecko nienarodzone”, proponując termin „dziecko poczęte”. Nie „przyszli rodzice”, gdy już dziecko jest poczęte, ale „rodzice” dziecka, które przecież już jest, żyje, rozwija się. Niewątpliwie był mistrzem słowa, języka zrozumiałego, bardzo życzliwego.
Jego ulubionym słowem było „pozyskiwanie” – chciał pozyskiwać dla spraw, które podejmował,. Dbał, aby nikogo nie zniechęcić czy skonfliktować. Mawiał też: „wszystkie argumenty są za życiem, trzeba tylko życzliwie do nich przekonać”.
Uczestniczyłem w Jego pogrzebie w Łodzi – panowało wówczas wśród licznie zgromadzonych przekonanie, że zmarł nie tylko wybitny lekarz i humanista, ale także osoba święta, nie ukrywam, że i mnie bliskie jest takie przeświadczenie.
Antoni Szymański
Prosimy wszystkich i zachęcamy do dzielenia się i nadsyłania wspomnień, świadectw i opowiadań o Profesorze Włodzimierzu Fijałkowskim.
Najciekawsze wspomnienia opublikujemy.
Prosimy o nadsyłanie tekstów na adres: